niedziela, 30 lipca 2017

Gretko...

Edit: kotka prawdopodobnie umarła na pp., a nie jak myślałam z powodu środka on-spot.

Nie wiem, czy to infantylne, czy nie. Nieważne. Bez przypinania łatki, po prostu mam potrzebę pożegnania tu Gretki i napisania, co się z nią działo. Z pokorą trzeba przyjąć, że wszystko potoczyło się tak, jak widocznie musiało. To teoria, bo moje serce nie chce przyjąć do wiadomości tej śmierci.


Po latach "sukcesów" los upomniał się o swoje, bowiem nigdy nie może być tylko dobrze, nigdy nie może być nawet bardziej dobrze niż źle. Równowaga nie istnieje. Tak jest ten świat zbudowany, że złe doświadczenia przeplatają się z dobrymi i jesteśmy szczęśliwcami, jeśli te dobre na chwilę przyćmiewają złe... Na tym polega życie i my - dorośli, wiemy o tym. Nie na fali ciągłych sukcesów, a na błędach, które się mszczą. Szkoda tylko, że ktoś inny płaci za te błędy... życiem.
Bo to mój błąd sprawił, że malutka Gretka nie żyje. Błąd durny i niezamierzony, a jednak uważam, że to on okazał się dla niej śmiertelny. Powierzono mi zdrowego kota: ufną, śliczną, zdrową koteczkę. Nie umiałam o nią zadbać tak jak trzeba. Podałam jej na kark preparat przeciw kleszczom i pchłom. No właśnie... Na kark, a nie na potylicę. Kotka zlizała go sobie i tak się zaczęło. Miała objawy neurologiczne polegające na zaburzeniu chodu i na okropnym pobudzeniu. Oczywiście wet. Dwa razy. W tym czasie była u mnie Jola - moja przyjaciółka znad morza i ona opiekowała się malutką z wielką miłością dzień i noc. W ubiegłym roku Jola wyciągnęła z łap śmierci Ptysię. Byłam pewna, że i w tym się uda, tym bardziej że nikt nawet nie myślał o możliwości śmierci. 


Z każdym dniem było nawet coraz lepiej, aż po pięciu nastąpił kryzys. Kotka zaczęła wymiotować żółcią i... robakami. Wet oczywiście. Badania krwi - dobre wyniki. Została odrobaczona (i w tym widzę kolejną przyczynę jej śmierci). Było coraz gorzej. Wieczorem wet. Gorzej...
Na nic zdały się rozpaczliwe modlitwy płynące wprost z mojego serca. 
Kiedy nad ranem zobaczyłam, że odchodzi, to było jak zły sen... 
Nie czułam ulgi człowieka, który wie, że ukochane zwierzę przestaje cierpieć.
Kiedy się czuje, że zbliża się śmierć, współczucie nie daje pocieszenia.
Nie zdążyłam dojechać do nocnej kliniki. Cudowna, łagodna, magiczna Greta odeszła w czasie jazdy - w samochodzie. 


Minęło już kilka dni, a ja wciąż nad nią płaczę, wciąż o niej myślę i wtedy w moim sercu zapalają się jasne iskry żałoby i palą żywym ogniem. 

Miałam plan: cokolwiek będę robić, chciałam robić to odważnie i nie zapędzać się w rozpacz. Ten plan mi się posypał. To "tylko kot", ale dotknął mojej duszy i teraz boli. Jestem bardzo zmęczona, zestresowana i bez radości. Boję się odbierać telefony ze strachu, że dowiem się czegoś złego, boję się czytać wiadomości...
Tym razem dopilnuję, żeby moja przerwa dla "ratowania swojego serca" trwała dłużej. 
To już pięć lat.  Być może przeczytam jutro ten tekst i uznam, że niepotrzebnie się mazgaję. Oby! Może będzie mi za niego wstyd... Może.

Nie współczujcie mi, proszę. Całe współczucie tego świata nie pomoże mojemu żołądkowi, który skręca się z przerażenia, że mogłoby się coś takiego powtórzyć. 

Dziękuję, że mnie wysłuchaliście. 


PODPIS


wtorek, 25 lipca 2017

Krótka opowieść w kilku zdaniach




Oto młoda koteczka, która została odebrana interwencyjnie przez Ekostraż (brawo wy!!). 
Cóż ona ma na główce??
Czy potrącił ją samochód - jak twierdzi jej "kochający" właściciel?

W dniu odebrania; krew z ropą i sierścią.
To teraz z innej strony.
Wyobraźcie sobie, że macie w uszach kolonię świdrujących stworzeń, 
które powodują tak wielki hałas, ból i świąd, że dosłownie pęka Wam głowa.
Czujecie się, jakby w głowie startował Wam samolot. Non stop.
Dzień i noc. 
Nie słyszycie nic poza tym.
Nie możecie spać, myśleć o czymś innym, cierpienie jest tak uciążliwe, że...

Po kilku dniach leczenia.


Że oszalali z bólu chwytacie ostre narzędzie, powiedzmy widelec, 
i rozdrapujecie sobie swędzące miejsca do krwi, do ciała, do gołej kości...


Taki właśnie los spotkał tę młodą, subtelną koteczkę - 
mamę Gryzeldy, również zabranej z tego miejsca.

Gryzelda (już adoptowana).
Kiedy kotka trafiła do mnie, była wycofana, zła, chowająca się i smutna.
Nie dziwię się jej. 
Z powodu rozsadzającego jej uszy i głowę świerzbienia, 
nie widelcem, a swoimi własnym pazurami,
z nadzieją ulżenia sobie, rozdrapała sobie główkę do samej czaszki.
A potem to ropiało, babrało się, powodując kolejne uciążliwości.


A przecież wyleczenie tego było proste!
Jeden zastrzyk, kilka dni smarowania uszu maścią! 
Już po kilku dniach pokazała się prawdziwa natura tej ślicznotki!


To urocza dama i oddana mamusia.
To koteczka, która już wybiega mi naprzeciw, gdy wchodzę do pokoju, 
która wywala brzuszek do głaskania, przymila się, 
jest łagodna i bardzo, bardzo kochana!


Ranka goi się pięknie. Uszka są czyste i wolne od uciążliwego bólu.

Niedługo nasza dama przejdzie zabieg sterylizacji i tak wyszykowana
będzie rozglądać się za swoją przystanią na resztę życia.


Dama z sercem na... ;)


A jej dotychczasowemu właścicielowi muszę powiedzieć wprost, 
że jego "miłość" do kotki była dla niej toksyczna 
i nie wiem jak by się skończyła...


Kochać swojego kota to nie tylko mówić o tym, ale też leczyć go w razie potrzeby!
Narażanie go na takie cierpienia nie ma usprawiedliwienia.
Żyjemy w czasach, gdy dostęp do wiedzy, do leków, do weterynarzy jest powszechny.
Nic nie tłumaczy takiej znieczulicy.


Na szczęście i nasza dostojna dama, i jej córeczka Gryzeldka są już bezpieczne.



Gryzeldka dopłynęła do swojego portu na karaibskim statku od Beaty Betymia Warmia (mamy Margo).




Córeczka wdzięk odziedziczyła po mamie. :)

Już prawie zagojona. 


Dama z sercem na... zadku potrzebuje imienia. :)




Jola Foryś Piękna jest  wygląda mi na dziewczynkę i to "arystokratkę  po babci".

Jola proponuje:

MARKIZA

Poniżej ktoś pisze:

DAMA

Macie inne propozycje? :)

PODPIS


Znalazłam idealny gatunek kota, który marzy mi się mieć.
Zero kłopotów, zero problemów, czasem obetrzeć z kurzu i już!



Mogę mieć takich nawet dziesięć!
Ech!



piątek, 14 lipca 2017

Raport z misji pn. "Znaleźć domy 11 kociakom".

Krótko i węzłowato. :)
Sytuacja na kocim froncie. Raport z bitwy "11 kociaków walczy o domy":

1. Królowa Matka - koteczka zostanie odebrana w poniedziałek przez Monikę i jej partnera, którzy ją do mnie przywieźli i od razu zadeklarowali jej dom! ADOPTOWANA.



2. Rudi (rudy) - ADOPTOWANY, mieszka u pani Danuty, robi niesamowite postępy! Trochę chorował na brzuszek, ale jest już wszystko OK, Rudi zaprzyjaźnił się ze swoją nową siostrą i szaleją po domu. Uwielbia być noszony na rękach!!! Szok!



3. Bercik (biało-bury) - ADOPTOWANY, mieszka u pani Lucyny, nazywa się Lolek i zaczyna mieć humorek. Na kolankach może leżeć bez końca. :)



4. Czekoladka (czarna) - ADOPTOWANA, już w nowym domku. Piwniczanka mieszka już szczęśliwie, pod najlepszą opieką, u Ewy i nazywa się Marta.



5. Cola (bura) - ADOPTOWANA, wprawdzie jedzie dopiero w sobotę, ale tym razem się uda! Zamieszka ze swoją siostrą Kawką i rodziną pani Ali i jej siedmioletnią córeczką w Rybniku! A to się dziewczynka ucieszy!



6. Kawka (czarna) - ADOPTOWANA - patrz wyżej. Kola i Kawka bardzo się kochają, co za radość!




7. Jaga (czarna) - ostatnia z sióstr Piwniczanek, SZUKA DOMU, to kochana, oswojona kicia, bardzo grzeczna i wesoła. Koniecznie musi mieć przyjaznego kota koło siebie. Kocha się z nimi przytulać...



8. Diesel (grafitowy) - ADOPTOWANY, wprawdzie jeszcze tydzień u mnie będzie, ale już wiem, że czeka na niego dom w Warszawie u syna Ewy od Pyzy, bardzo zwierzolubna rodzinka! Będzie miał młodego kolegę rudasa. :)




9. Pabla (trikolorka) - ADOPTOWANA ta prześliczna długonoga piękność pojedzie do nowego domku, do Poznania, już jutro (w piątek)! To jest fantastyczna osobowość, odwaga i uroda. Beata będzie miała rozrywkę. :) Dziękuję pięknie Marcie za transport!



10. Frida - mała, łagodna gapcia z czarnym noskiem. Wymaga jeszcze oswojenia, ale pięknie rokuje. Ma już poważnych kandydatów do swojej ręki. :) Czekam na decyzje końcowe.
Edit: jest decyzja! Za tydzień zostanie zabrana. ADOPTOWANA!





11. Matis (biało - rudo - bury) - rozrabiaka i hulaka. Nieokrzesany dzieciak pełen energii i urody. Trochę dzikuje, ale to kwestia czasu aż się ogarnie. Ciekawy, fajny kotek, który SZUKA DOMU, najlepiej z bliźniakiem poniżej.



12. Monet (biało- buro - rudy) - patrz wyżej. SZUKA DOMU, najlepiej z bratem Matisem.




Uff, zmęczyłam się...
Buziaki!!
Dziękuję Wam za wszystko!

Jeszcze trzy, jeszcze trzy! :)

PODPIS

PS. Kolejne potrzebujące w drodze!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...