piątek, 31 lipca 2015

Poznanie

MCO wrócił dziś ze swojej rowerowej wyprawy. W domu czekał obiadek: zupa pieczarkowa z makaronem (wyszła rewelacyjnie), ziemniaczki, fasolka szparagowa i przepyszne jajko sadzone (jajko od Olgi). To obiad marzenie, gdy wraca się ze Szkocji (Iwona, wybacz).

Jednak było to czekanie nieistotne wobec najważniejszej czekającej: Fikuni!
Mój mąż po raz pierwszy spotkał się z naszą nową domowniczką.
Pewnie umieracie z ciekawości, jak to było, co powiedział, no i w ogóle opowiadaj, opowiadaj, kobieto! :)

Weszliśmy do domu razem, Fikunia jak zwykle grzecznie czekała, widzieliśmy przez szklaną szybkę drzwi od wiatrołapu, że merda ogonkiem. Bardzo się ucieszyła na mój widok, wiła się jak fryga w swojej radości, z uśmiechniętym pyszczkiem i wesołymi oczkami, MójCiOn położył się na dywanie i zaczął ją przekupować przygotowanymi przeze mnie frykasami. Sunia najpierw niepewnie, ale potem z coraz większą ciekawością i odważniej brała je z jego ręki, wąchała go, ale i... warczała momentami. :)

Jednak jest dobrze! Każda chwila to ich coraz lepszy kontakt. :) Byliśmy razem na spacerku i pańcio mógł podziwiać postępy Fikuni w chodzeniu na smyczy, a jest co podziwiać! Niunia pojmuje w lot, o co chodzi. Jestem z niej bardzo dumna, tym bardziej że dziś z trzy razy siurnęła w ogródku. Pierwsze siusiu podczas spaceru odtrąbimy chyba uroczyście podczas jakiegoś specjalnego apelu czy coś... Hmm, czekam na propozycje. :)






To ja już pojadłam, i teraz niech ten pan idzie stąd, dobrze?



Ech, jakie ciężkie jest życie psa... Dom pełen ludzi. Co tu się dzieje?!
No i co on mówi, ten MCO, po zobaczeniu Fiśki na żywo. Przemilczę jakieś nonsensowne sugestie, jakoby miała za małą głowę w stosunku do tułowia, bo to przecież chyba zaburzenia wzroku po locie samolotem, i szybko miną! Głowa Fisiuni w stosunku do zgrabnego ciałka ma proporcje idealne, i tyle! Zresztą, jak mówi Dama, wzorzec rasy Fiki tego właśnie wymaga. I basta! 

Poza tym już mówi rozsądnie, że:
- czuje, że to jest JEGO pies, innymi słowy, przyjmuje ją jak córkę (hre,hre, hre),
- kręci go proces zaprzyjaźniania i wie, że będą mieli z tego wiele radości,
- Fika objawiła mu się jako cichy i spokojny piesek, zrównoważony i mający wiele świetnych cech, np. wesołość, mądrość i umiejętność zajęcia się sobą.

:)

To, że Fikunia wskoczyła mi na kolanka i słodko zasnęła, wydało mu się normalne i słodkie. Po to w końcu ma się małego psa - tak powiedział. :)












I po co było się denerwować? Niepotrzebnie, wiem, że niepotrzebnie, ale cóż. Tak już mam. :)

PODPIS

1.08.2015 10:00. Nowe zdjęcia. Fikunia towarzyszy mi w łóżeczkowym lenistwie. Oczywiście byłyśmy już w ogrodzie (siusiu, kupa), potem na spacerku, a teraz po szaleństwach piernatowych z podgryzaniem, kokoszeniem się i wzdychaniem Tulipanna zasnęła u mego boku. :)




Pan może już miziać bez problemów. :)


Na dobranoc dla fanklubu Fiśki:


Dziś dwa razy siusiu na trawce na spacerku, kilka razy w ogródku, no i dwa razy na matę, w tym raz w momencie gdy poszłam sprawdzić czy jest nasikane. :)


środa, 29 lipca 2015

Fiśkomania

Dobry wieczór!
Czy są tu jacyś fani Fiśki?
Mam dla nich ucztę i test na spostrzegawczość. 
Zapraszam. :)

Fika w domu.
Pierwsze zadanie:
znajdź różnicę pomiędzy zdjęciem górnym a dolnym.

Fika w schronisku.
A teraz pomiędzy zdjęciem powyżej a filmikiem poniżej.


Do zauważenia? :)
To uczyniło z pieska, który cały był lękiem 11 dni obdarzania miłością.
To nie było trudne!
Przeciwnie, to było banalnie łatwe i bardzo przyjemne. 
Dla mnie każdy dzień z nią jest darem, czymś tak cudownym
jak najpiękniejszy prezent świata.

Mam wrażenie, że tęskniłam za nią całe życie
i w końcu ją mam przy sobie, ona tu jest!

Fikunia musi się jeszcze wiele nauczyć, ale ta zdolniacha codziennie
 robi postępy w każdej dziedzinie psio-ludzkiego  życia.
Np. zaczyna coraz lepiej chodzić na smyczy.

(Filmik jest z przedwczoraj, dziś już było o niebo lepiej.)

Skupiamy się na tym, aby nie ciągnęła. Nie jest to przyjemność ani dla niej, 
ani dla nas iść z napiętą smyczą. Nauka jest prosta i wymaga trochę cierpliwości.
Polega tylko na pozytywnych skojarzeniach. 
Fikunia jest nagradzana za (prawie) każde na mnie spojrzenie, za oderwanie nosa od ziemi, 
no i najważniejsza rzecz; gdy smycz się napina - ja staję.
Sunia musi pomyśleć, co zrobić, aby iść dalej. 
Coraz szybciej wpada na to, że musi smycz poluzować 
i wtedy ten wspaniały proceder - chodzenie po trawce z pańcią - uaktywnia się. 
Można iść dalej.  
Pierwsze wyjścia to było podążanie za nią wężykiem, 
smycz wciąż się napinała, plątała, Fisia nie odrywała nosa od "gazet" 
i nie mogłyśmy przejść nawet paru metrów tam, gdzie bym chciała.
Teraz odcinki, gdy ona idzie pięknie wyprostowana  
i w pożądanym przeze mnie kierunku, są coraz dłuższe. 
Na razie, aby poczuła się pewniej, chodzimy tą samą trasą, ale z każdym dniem coraz dalej.

O tym, czego chciałabym nauczyć Fikę, napiszę innym razem, 
choć wiadomo, że i ona uczy mnie, więc moje plany mogą zostać przez 
pannę mądralińską skorygowane. :)


To już nie gadam, tylko pokazuję.
Fikunia jest bardzo całuśna, 
nie tylko kocie ciotki i wujka obdarza całuskami. :)




Spodobała jej się ta niebieska piłeczka na sznurku. 








Fika jest myślicielką i kombinatorką - w pozytywnym sensie!
Wzięłam ją do siebie na kolanka przy stole, 
potem wstałam na chwilę, wracam... i kto siedzi na moim miejscu? :)




Skorzystałam i zrobiłam zdjęcia, choć nie  jestem za tym, aby zajmowała miejsce Amisi. :)


Niunia grzała się któregoś dnia w plamie słońca. 


Kolejna scenka - ogrodowa. 
Że też te koty nie potrafią się fajnie bawić!








Znów parę zdjęć spacerowych. 
Spotykamy koleżanki i kolegów Fikuni. 


Wielu z nich podobnie jak Fika "odzyskanych".
Np. ten zjawiskowy owczarek niemiecki przypałętał się do uczestników 
spływu kajakowego gdzieś na Mazurach. 
Wskoczył do wody i płynął potem przez dwa dni rzeką wraz z kajakami.
To było dwa lata temu. Teraz jest już psem domnym i bardzo kochanym, 
a jego uroda powala! 


Na szczęście Hokus nie chce chodzić z nami na spacery, jak to chciał robić z Rufim.
Oby tak pozostało, bo bardzo bym się o niego bała.


Na wałach nadodrzańskich widoczne są jeszcze skutki wichury. 



Skutki zachodu słońca też są widoczne. :)


Przymierzałyśmy z Fikunią świąteczną kokardkę. 
Wtedy i tylko wtedy zgodnie z domową tradycją 
psy u nas je noszą, i to przez pięć minut - na wejście gości. :)


A ta scenka na korytarzu, nocą,  ucieszyła mnie niesamowicie!
Myślę, że wiecie czemu. 


Wczoraj odwiedziłyśmy z Fikunią Rufiego.
Stali bywalcy może pamiętają "stempelek" z rdzy na szlabanie w okolicy mojego domu. 






Dzisiaj:





Ja się napracowałam nad postem. 
Teraz Wasza kolej. :))
I co powiecie? :)

PODPIS

Psiurka Estery (jej historia jest w komentarzu).
Wabi się Lucky, a mówią na nią Kulindka. :)
Zdjęcie jest z kamerki. Aktualne. Teraz tak jest!
(30.07.2015, 14:00)


A po chwili:


PS. A KULINDKA właśnie dlatego, że jak na zdjęciu :)
Ona jak osiąga szczyt szczęścia, to tak się kula - raz na plecki, raz na boczek,
uśmiechając się od ucha do ucha.
Na zdjęciu z kamerki to akurat w takiej pozie śpi. :)

No i jeszcze dwa zdjęcia Kulindki szczęściary. Już nie z tej chwili. :P




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...