czwartek, 22 listopada 2012

Czy dokocenie domu drugim kotem to dobry pomysł?

Witam wszystkich miłych czytaczy!



Dziś proszę Was o aktywny udział w redagowaniu tego tematu, bowiem pod wtorkowym moim postem, po raz kolejny, swoje wątpliwości co do dokocenia domu drugim kotem, wyraziła Basia (w spisie zwierzolubnych pod nr. 25, gdzie można zobaczyć Jej kociczkę Bunię”):


"Ja wiem, że dwa koty w domu to dwa razy więcej miłości, a tej przecież nigdy za wiele. Ale (i tu lista wątpliwości):
1. Bunia ma 10 lat i jest rozpieszczoną do bólu kociczką, zawsze samotnicą
2. Bunia jest wychodząco - domowa, a małą trzeba przetrzymać w domu, zanim nie podrośnie i nie wysterylizuje się jej (wolę dziewczynki od chłopczyków, choć i chłopców już też miałam)
3. Po wiele godzin nikogo nie ma w domu i koty będą samotne (kiedyś sytuacja w domu była inna, bo zawsze ktoś był obecny).
4. Czy się polubią i zaakceptują?
5. Jak już odważę się mieć dwa koty, to potem może "polecieć" dalej i jak taką fanaberię wytłumaczyć otoczeniu?
6. ...."


Na pytanie „czy warto mieć dwa koty?” Wujek Google odpowiada 1.260.000 wynikami na... TAK!

Pierwotnie miałam zamiar przygotować opracowanie na ten temat, ale pomyślałam, że najcenniejsze byłyby przykłady z Waszego życia. Dokacaliście się? Ktoś znajomy? Jak to było? Czy Basia powinna pozbyć się swoich wątpliwości?

Z góry dziękuję za udział w dyskusji. Wszystkie doświadczenia są mile widziane, nie tylko te dobre!
Basia ma dziś dla nas niespodziankę. Zobaczcie TU.



PS. Wczoraj pod moim postem rozpętała się mała dyskusja o paleniu liści. Myślę, że warto przeczytać parę informacji na ten temat. Ja nie miałam o tym pojęcia.

PODPIS

111 komentarzy:

  1. Nie mam nic do powiedzenia! Mam za to kota i psa i marzenie o jeszcze jednym kocie. Chetnie poslucham madrych rad.
    A Ty, Anko, porozgladaj sie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tylko psy i kotach marzyc nawet nie mogę/mąż jest przeciwny/.
    A u nas liście się kompostuje.)

    OdpowiedzUsuń
  3. dwa koty to dwa razy więcej błota i kłaków w domu ale za to - nie ma grymaszenia z jedzeniem, nie nudzą się no i ten starszy wychowuje młodszego, ja się przyznam - wychowałam tylko jednego kota, potem starszy pokazywał młodszemu, co wolno a czego absolutnie nie wolno, na przykład karcił za skakanie na kuchenny blat, za grzebanie w kwiatkach itd. Czyli kolejne koty nie wymagają już takiej uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błoto i kłaki mi nie straszne, bo testu białej rękawiczki nikt u mnie nie robi i nie mam ambicji bycia perfekcyjną panią domu ;) Też mojej dziesięciolatce sprawić maluszka

      Usuń
  4. U moich rodziców kot był jeden. Kilka lat temu wzięliśmy drugiego małego kocurka. Kocury zawsze się tolerowały i dopóki żył starszy to on był przywódcą na podwórku, a Mały to taka ciapa i przylepa. Jak Stary odszedł Mały zmienił się bardzo - tak jakby wyczuł, że teraz on rządzi ;)
    Koty u nas zawsze w domu, ale robiące co chcą na dworze :)

    Jakby nie było z tymi kotami to pies i kot muszą być! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokacać sie jak najbardziej - powiedziała dokocona i dopsiona, nie ma co prawda reguły w tym względzie, czasem koty lubią samotnicze życie wieść i dobrze im z tym, częściej jednak w gromadce czują się lepiej, maja więcej ruchu, okazji do zabaw, zajmują się sobą a my miłość do potęgi!... jednak sa tez inne strony takiej sytuacji ale o nich nie będe pisała bo to kazdy wie: weterynarz, karma, sprzątanie itp, zdecydowanie plusy przewyższają wszelkie niedogodności:)) buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koszty nigdy nie stanowiły przeszkody, bo skoro wykarmię jednego to i na kolejnego się znajdzie. Sprzątanie i tak od czasu do czasu ;) uskuteczniam, weterynarz kosztuje, ale na zdrowiu przecież nie wolno oszczędzać. Tak więc minusów jednak nie widzę

      Usuń
  6. Był taki okres w moim domu,że miałam 6 kotków.Wprowadzając się do domku w lesie z miasta miałam 2 kotki i sunię bokserkę Sonatę.Dom kupiłam razem z 2 kocurkami i kundelkiem.Niedługo ktoś podrzucił mi kociaka(wyglądał jak dalmatyńczyk) i nawet ksiądz po kolędzie przyjechał z kotkiem.Uzbierało ich się 6.W dziwny sposób kocurki znikały,niektóre wracały a niektóre odchodziły na zawsze.Dziś mam 4 kocurki,tylko Kajtek przgarnięty z dużego miasta mieszka na pokojach reszta przchodzi na jedzonko,trochę pieszcząt i wychodzi.Jak to koty chodzą swoimi drogami.Jak idziemy na spacer z psami to 2 z nich idą razem z nami.Ostatnio moja Wnusia przchodząc do mnie w odwiedzinki za kazdym razem mówi"babciu jest mi smutno bo nie mam swojego kotka,czy możesz mi jakiegoś kupić albo znależ"Pokazywałam jej zdjęcia kotków zgłoszonych na konkurs i obiecałam,że jak tylko wstanę to coś poszukam.
    Myśle ,że 1 czy 2 kotki więcej nie robią różnicy bo ogólnie są mniej kłopotliwe niż psy(może tylko ciut uszczuplają budżet domowy
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka kocia szósteczka albo i lepiej to zawsze było moje marzenie, ale mieszkam w mieszkaniu z ogrodem w wielkim mieście i taka ilość kotów chyba nie miałaby idealnych warunków. Jednak parka albo trójeczka spokojnie znajdzie dla siebie miejsce :)

      Usuń
  7. Ja mam dwa koty Franek to kot po przejsciach byl bity mial polamana noge, biodro, zebra u nas wreszcie nabral zaufania do ludzi. Nadal trzyma dystans zwlaszcza do osob ktorych nie zna ale nie jest zle szybko akceptuje nowyc ludzi tyle ze nie mozna go glaskac kiedy sie chce on sam przychodzi jak tego chce.

    Do posiadania towarzysza dla Franka przekonal mnie vet zapewniajac ze dobrze mu zrobi posiadanie towarzystwa. Akurat wtedy okocila sie kotka kolezanki wiec zamieszkal 14 miesiecznym Frankiem 2 miesieczny Tiger na poczatku tzn cale 2 dni Tiger stroszyl sie na Franka a Franek trzymal dystans, potem tiger zaczal zaczepiac Franka a teraz sa nierozlaczni :-) spia razem, myja sie na wzajem etc.


    Kolejna sprawa Franek jest domowo wychodzacy Tiger na dwor wychodzi ze mna na smyczy lub rekach 6-go grudnia bedzie sterylizowany i chipowany to wtedy pozwolimy mu wychodzic. Nas tez wiekszosc czasu nie ma w domu ale dzieki temu ze koty sa dwa maja co robic.


    Oczywiscie nikt ci nie zagwarantuje ze koty sie dogadaja ale dokocenie domu to byla moja najlepsza decyzja ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że nigdy nie mamy pewności, że koty się polubią, dlatego jak już znajdę tego mojego maluszka będę prosiła o kciuki aby Bunia postanowiła matkować małej

      Usuń
    2. Ja będę pierwsza w kolejce do trzymania kciuków za to :) a co do dokacania ja już na dwoch kotkach poprzestanę ale marzy mi się psiak :) ale M. na razie się nie zgadza :(

      Usuń
  8. Aniu ja się nie dołączę do dyskusji, ale poczyta z ogromną chęcią! Myślę nad rodzeństwem dla Loli, tylko się boję bo ona taka zaborcza jest i nie wiem czy młodego nie pożre na śniadanie z zazdrosci :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Sama mam dwa koty i jestem zdecydowanie za tym, żeby kociakowi zapewnić towarzystwo w obrębie tego samego gatunku. Zanim zdecydowałam się na dwa koty dłuuugo zastanawiałam się nad wszystkimi plusami i minusami, tak jak Ty, ale nie żałowałam ani chwili ostatecznej decyzji. Nawet gdy w powietrzu latały kwiatki, żwirek z kuwety i zwymiotowane kłaczki (obydwa sierściuchy mają włos bujny, więc kłaczek, a raczej kłaczor to stały gość). Jeśli się koty kocha, to jest się w stanie dużo znieść i tolerować :D Miałam to szczęście, że Eve i Dex się dogadali od samego początku i do dziś stanowią nierozłączną parę.
    Wątpliwości nigdy nie rozwiejesz w 100%, dlatego chyba będziesz musiała zaryzykować. Jeśli koty się nie dogadają to po prostu będą się unikać, przypadki niekończących się krwawych walk są raczej rzadkie i między obcymi zwierzętami, ale na trudne początki trzeba się nastawić i odpowiednio przeprowadzić zapoznanie :) Jeśli chodzi o samotność kota w czasie gdy jesteśmy w pracy - to nie przeszkadza im jakoś szczególnie, bo większość tego czasu przesypiają albo zajmują się sobą. Moja poprzednia kotka samotnica jak również obecna parka mają za sobą wielogodzinne samotności i po powrocie nie było żadnych dramatów. Trzeba pamiętać - koty to nie ludzie.

    Sumując - zdecydowanie dokacać, jeśli jesteśmy w stanie utrzymać takie mini stadko i nie będzie problemu przy dłuższych wyjazdach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj te wyjazdy to też spędzają mi sen z powiek :( Na razie nasze Maleństwo jest dyżurnym pilnującym Buni, ale może się okazać, że w pewnym momencie będzie miał swoje życie i nie będzie mógł nas wspomóc. Ale postanowiłam, że nowe nauczę że nie tylko domownicy i Maleństwo mogą się zajmować domem i kotami (mam cudowną kobietę w sąsiedztwie, która opiekuje się wszystkimi zwierzętami w okolicy kiedy ludzie wyjeżdżają)ale mogą to robić też inni

      Usuń
  10. Mi się wydaje, że najważniejsza decyzja,, to decyzja o posiadaniu kota.
    Jak ma się już jednego kota, to już kolejne dwa , trzy, cztery.... jest już bez większego znaczenia, poza znaczeniem ekonomicznym. Utrzymanie każdego kotka kosztuje i jak mnoży się kotki, to trzeba też pomnożyć wydatki. Znaczenie ma też wiadomo, gdzie taka ewentualna obsługa kota mieszka, czy jest to blok, czy domek z ogródkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój pierwszy kot zamieszkał ze mną ponad 30 lat temu ;) i nie ma dla mnie życia bez kotów, ale zawsze miałam jednego w danym momencie za wyjątkiem takich bezdomnych mieszkających lub dochodzących do ogrodu gdzie były karmione. Najczęściej potem stawały się domowymi, ale dopiero po przejściu przez tęczowy most naszego stałego mieszkańca.

      Usuń
  11. Jeśli w domu ZAWSZE ktoś jest, nie ma to takiego znaczenia, lecz jeśli domowcnicy chodzą do pracy/szkoły, kot czuje się źle. Ze współtowarzyszem łatwej się zająć, do tego pazury częściej lądują na nim, niż na meblach, czy rękach właściciela :)
    A kot chce się bawić, chce je tępić, potrzebuje ruchu, nawet jak wydaje się, że całymi dniami leży...

    Acz rzeczywiscie nie każde się dogadają - u nas zwykle po kilku dniach, tygodniach wszystko się układało, lecz trafiliśmy w końcu na wyjątek - Smrodek Kici nie zaakceptował od trzech już lat. Choć słabiej, nadal ją boleśnie pierze, czasem do krwi. Ma dominujący charakter, a ona się podkłada swym tchórzostwem. To jedyny kot, którego nie zaakceptował. I chyba lepiej brać jako kolejnego zwierzaka kocię, które nie wydaje się zagrożeniem albo biorąc - umówić się na okres próbny. Kot przeżyje spory stres, ale lepsze to niż przeżywać go do końca życia ;) A my nie mamy jak naszych rozdzielić.

    W jedzeniu i żwirku aż takiej różnicy nie ma - nie przekłada się to jakoś na dwa koty, dwa razy tyle schodzi :) Ot, trochę wiecej - zależy od kotów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Bunia teraz jak idziemy do pracy zostaje sama, albo w ogrodzie albo w domu. Jak zostaje w ogrodzie (ze swobodną możliwością wejścia na klatkę schodową) to ma co robić, wiecie ptaszki, myszki i te rzeczy, ale jak zostaje w domu to z nudów śpi i tyle.
      mam nadzieję, że u mnie nie zaistnieje taka sytuacja jak u Ciebie i koty jednak się zaakceptują.

      Usuń
  12. Mój brat i jego rodzina mają trzy koty. Na początku przywiózł kotkę, która rok później została mamusią i jej kocurek został. Po dwóch latach - chwila nieuwagi i miała drugi miot i jeden synek został.
    Starszy na początku zachowywał duży dystans do młodego, ale po kastracji trzymają się razem. Starszy jest przywódcą stada, młody to mała pierdoła, bo wie, że starszy brat mu na odsiecz ruszy i przegoni inne koty z podwórka.
    Kotka się trochę od nich odizolowała.
    Zwierzaki wniosły do domu więcej energii i dużo radości. Dobrze, że są :)
    Lidka

    OdpowiedzUsuń
  13. W te wakacje po raz pierwszy musiałam oddać naszą Cassandrę (ok 1,5 roku) do hotelu dla zwierząt - wylatywaliśmy na inny kontynent i niestety w okolicy nie było nikogo, kto mógłby się nią zająć. Po powrocie opiekunka stwierdziła że nasza mała naprawdę świetnie się bawiła i nawiązała kilka kocich przyjaźni. Dodała, że jeśli chcemy zrobić dla niej coś dobrego, powinniśmy pomyśleć o drugim kocie. Myśleliśmy ... całe 2 dni ;-) po czym pojechaliśmy do schroniska i do domu przybyła Samira (mniej więcej równolatka Cassandry) Powiem szczerze, nie takiej reakcji się spodziewaliśmy. Cassandra już przy pierwszym kontakcie z Samirą zagoniła ją do kąta i nie pozwalała poruszać się po mieszkaniu. Musiałam często interweniować by biedaczka jakoś mogła się oswoić. Potem sytuacja się odwróciła i Samira zaczęła polować na Cassandrę. I jak się szybko okazało, w bijatykach jest zdecydowanie lepsza tak więc nagle stanęłam w sytuacji że trzeba było pomagać naszej małej. Powiem wprost, wiele razy serce mi sie krajało jak widziałam co się w domu dzieje. Lub gdy Cassandra odchodziła ze spuszczonym noskiem gdy tylko pogłaskałam Samirę. największy kryzys przeżyłam gdy podczas jeden z takich bijatyk Samira drasnęła Cassandrę w oko... Nie potrafiłabym Samiry w jakiś sposób za to ukarać bo przecież tego nie rozumie ale nie wiem, czy potrafiłabym znieść jej obecność, gdyby Cassandra straciła oko... Bogu dzięki, że tak się nie stało. W schronisku powiedziano nam że docieranie się kotów może zająć nawet długie tygodnie i faktycznie z czasem sytuacja się poprawiła. Na dzień dzisiejszy co prawda nadal nie da się bawić z obiema damami naraz ale one same sa sobą zdecydowanie zainteresowane i widzę że Cassandra jest zdecydowanie aktywniejsza niż w czasie gdy była u nas sama. Bójki nadal się zdarzają ale obie nawzajem się prowokują co chyba oznacza, że to bardziej bójki dla sportu a nie wynikające z agresji. Choć oczywiście i przy takiej zabawie wiele może się wydarzyć, bodaj 3 razy zlokalizowaliśmy w mieszkaniu niewielkie ślady krwi. Piszę to wszystko bo wiem, że generalnie kociarze bardzo zachęcają do brania drugiego kota ale trzeba mieć świadomość że konsekwencje mogą być naprawdę różne. ja w międzyczasie bardzo żałowałam tej decyzji, obecnie nie wyobrażam sobie by je rozdzielać ale w odróżnieniu od męża, całkowicie odrzucam myśl o kolejnym kocie. Za dużo zdrowia kosztowało mnie to docieranie...
    Podsumowując to wcale nie taka łatwa decyzja, może się zdarzyć tak, że już po 5 min kociaki będą sobie lizać futerka, z drugiej strony może być i tak jak u mnie. Możliwe że przy starszym kocie proces zachodzi spokojniej choć podejrzewam, że przeżywa duży stres gdy na swoim znanym od lat terenie musi znosić obecność drugiego osobnika. Jesli jednak lubi towarzystwo ludzi to może faktycznie czuć się samotny i warto się nad taką opcją poważnie zastanowić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mogę się wtrącić - wydaje mi się, że za krótko na początku były odseparowane (jeśli w ogóle?) Kiedy wprowadza się do domu nowego kota, najlepiej nie puszczać go od razu swobodnie, tak aby nie miał nieograniczonego kontaktu z drugim, "starym" kotem. Na początek dobrze jest je trzymać w oddzielnych pokojach, żeby miały możliwość tylko wywąchania się przez drzwi. No i stopniowo trzeba ten dystans zmniejszać. Jeśli bierze się dwa koty na raz to wtedy oczywiście nie jest w ogóle potrzebne.

      Usuń
    2. Niestety mam świadomość, że może być trudno i groźnie, ale ważnym głosem jest to co napisała Yeshka, sama będę musiała takie warunki stworzyć aby koty od siebie odseparować na początku. trochę to trudne logistycznie, ale jak trzeba to trzeba

      Usuń
  14. Witam
    Ja mam 5 kotów i tylko jeden sam sobie wychodzi ( nie da się go przywiązać próbowałam do stołka :) To najlepsze kototwory na świecie i jestem całym sercem na stadnym trzymaniem kotów. Na początku walki są nieuniknione, najważniejsze to się nie wtrącać krzywdy sobie nie zrobią a hierarchie ustalą. A tego stadnego przytulania, mruczenia i kochania nic nie zastąpi
    Pozdrawiam Agata

    OdpowiedzUsuń
  15. Zawsze był u nas tylko jeden duży zwierzak (bo chomik, moim zdaniem, się nie liczy), dopiero teraz mamy jako dodatek królisię; Songo ją chętnie obserwuje, a czasem nawet urządzają gonitwy dookoła stołu. Bywa też, że kot "karci" króliczkę, ale zawsze bardzo delikatnie, bez wysuniętych pazurków. Nasz Songo to taka dobra dusza, w stosunku do innych zwierzaków wykazuje ciekawość i chęć zabawy, ale teraz dokocenie nie wchodzi w grę; za mało miejsca.
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja bym wzięła drugiego kotka :) Na początku starsza kicia może być zazdrosna, ale bez obaw nie powinno być tak źle. U mojej mamy są 3 kociczki (w różnym wieku) i roczny kocurek więc drobne starcia są nieuniknione, a radości z posiadania takiej gromady jest co niemiara :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cóż ja mogę powiedzieć. Mam cztery psy i sześć kotów. Koty są bardziej wychodzące, niż domowe teraz, ale nie zawsze tak było. W domu jest prawie trzymiesięczna Felix (przyniesiona pewnego dnia przez swoja mamę-obcą kotkę na wychowanie), która wychodzi tylko w moim towarzystwie parę razy dziennie. Mam warunki, aby mieć więcej niż jednego psa, czy kota. Koty dogadują się ze sobą, z psami, kurami. Rodzeństwo Lena i Janek uwielbiają zabawy z owcami. W dzieciństwie miałam 3 koty i dwa psy i też było fajnie. Mam chyba szczęście do zwierząt lubiących tłum wokół siebie i kotłowaninę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Na temat dokocania niewiele mogę powiedzieć.
    Za to o dopsianiu owszem :) Są zwierzaki niezbyt dobrze tolerujące inne osobniki, ale wydaje mi się, że w większości przypadków to jednak kwestia czasu i ustalenia hierarchii. Nawet jeśli proces ustalania tej hierarchii bywa lekko brutalny jak na ludzkie pojmowanie sprawy ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. My się dokociliśmy trzecim kotem i obyło się bez jakiś strasznych przejść. 2 kotki były wzięte jako rodzeństwo, a trzecia kotka Rysia trafiła do nas jak tamte miały 3 lata. Na początku była nieufność, syczenia, omijanie się szerokim łukiem, a teraz są wspólne zabawy, gonitwy, przytulanki. Nowa koteczka dużo lepiej dogadała się z rezydentem kocurem niż z rezydentką kociczką, ale i kobitki się tolerują, czasem poprzytulają, nawet zdarzało im się wylizywać. Kotom w swoim towarzystwie jest weselej i mogą rozwijać "kocie zachowania", których nie da się ćwiczyć w kontakcie z człowiekiem. Ja jestem jak najbardziej za dokoceniem, gdyby warunki mi pozwoliły na pewno powiększyłabym moje kocie stadko o niejednego osobnika :-) Ale rozumiem obawy Basi, szczególnie bałabym się czy koty się dogadają, czy rezydentka Bunia zaakceptuje nowego członka rodziny, czy nowy kotek nie będzie agresywny (to o czym pisze Alison2). Ale znam też tyle przykładów pozytywnej adaptacji (u nas, u Amyszki, u Jaguś, u Efki, u Ciebie Aniu etc.) że mogę tylko namawiać Basię na drugiego koteczka :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już namawiać nie trzeba, bo decyzja zapadła ale i twój głos miał w tym swój udział
      dziękuję

      Usuń
  20. Ja przeżyłam stosunkowo łatwe dokocenie. Leon jest kotem towarzyskim i dopóki mieszkaliśmy u rodziców w domu stale ktoś był. Po przeprowadzce zauważyłam, że brakuje mu towarzystwa - gdy był sam wyrzucał rzeczy z szafek, gdy tylko wracałam musiał być non stop miziany i zabawiany. Ot nudził się i tyle. Zaczęłam szukać i znalazłam. Co warto podkreślić szukając drugiego kota pierwsze moje pytanie do opiekunów zawsze brzmiało "A jaki ma charakter?". Alison2 opisała powyżej historię swojego dokocenia, która jak dla mnie wskazuje na dwa ważne aspekty - okres aklimatyzacji (rozdzielenia) musi być wystarczająco długi, kot którym dokacamy nasze stado nie powinien mieć charakteru dominującego i powinien lubić koty, a nie zawsze tak jest. Gdy znalazłam i przywiozłam maleńką nastąpiło szybkie obwąchanie kontenera a potem rozdzielenie. Leon chodził fochnięty. Gdy po kilku dniach spotkał się z małą nosem w nos nie obyło się bez syczenia i łapoczynów. Na szczęście mała ma taki charakter jaki ma więc szybko się otrzepała i poszła się z nim bawić. Po kilku dniach były już nierozłączne. Od tego czasu Leon nie jest samotny, ma towarzystwo do ganiania i zabaw. Oczywiście bywają o siebie zazdrosne. I tak, kosztuje to więcej, ale nie mam wątpliwości że dokocenie było dobrym pomysłem - i dla nich, i dla mnie.
    Natomiast rzeczywiście mając dwa koty ręce same wyciągają się po kolejnego i trzeba się mocno kontrolować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie opisałaś swoją i Leona historię. Dziękuję!

      A co do tej kontroli to pewnie masz rację (boję się, że hamulce puszczą)

      Usuń
  21. punkt 3 i 5 wątpliwości Basi są zupełnie bez sensu.
    Bo przecież DWA koty w domu nie będą samotne- w przeciwieństwie do jednego.
    No i DLACZEGO ktokolwiek miałby się tłumaczyć otoczeniu?
    Kolejne punkty też do obalenia:
    1.- a czy ona tego CHCE? Być rozpieszczoną do bólu samotnicą? Po prostu nie zna innej możliwości.
    2.- Koty mogą wychodzić na dwór bez opieki, kiedy skończą pięć miesięcy (są już na tyle duże, że nie zje ich kuna i na tyle mądre, że potrafią unikać np. samochodu). U mnie młodsze koty wychodzą pod opieką starszych. Boję się, ale to tak, jak z dziećmi wychodzącymi do klubu.
    4.- nie wiadomo, ale zawsze można wziąć trzeciego kota i ustalić nową równowagę:-)))
    Uważam, że "manie" jednego kota w mieszkaniu, w którym nudzi się x godzin, jest nie na miejscu. Nie jest okrutne, jak w przypadku szczurków, które są stadne, ale nie jest w porządku.
    Pozdrawiam, Megi Od Sześciu Futer;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten głos. Trochę czuję się postawiona do pionu, ale na moje usprawiedliwienie napiszę, ze Bunia sporo czasu spędza na dworze (nawet wtedy kiedy jesteśmy w pracy) i ma co robić, jest bardzo łowną koteczką. W ogrodzie mimo, że własnym niestety jest na niższej pozycji od kotów sąsiadów, którzy potrafią Ją pogonić :( Stąd moja obawa przed tym jak sobie poradzi z kolejnym domownikiem

      Usuń
    2. widzę, że głosy "za" przekonały cię, no i bardzo dobrze! jak ktoś tu napisał- zwierzaki się dogadają, a to, że Bunia jest niżej od sąsiedzkich kotów, o niczym nie świadczy. W domu może rządzić!

      Usuń
  22. Przez jakie ostatnie czterdzieści lat jeno przez kilka żeśmy nijakich kotów w gospodarstwie nie mięli, jakośmy na wynajmowanem po blokach pomieszkiwali. W insze lata najmniej jeden, a najczęściej dwa, trzy, rekordem było bodaj osiem (miotów młodych przed rozdaniem nie liczę). Wszystko znajdy lub podrzutki, tandem nie było ni razu dysputy, czy kota brać i drugiemu dokładać, bo nas życie przed faktem dokonanem stawiało. I z dwoma wyjątkami, gdzie raz przyszło iście jednemu domu naleźć inszego, bo się czubiły zanadto, a drugi sam najpewniej gdzie w świat powędrował, od pobratymców niegościnnie przyjęty, wszystkie one jako tam sobie w końcu żywota ułożyły. I nawet jak to nie była jaka amicycja okrutna, to choć jaki kompromis, iżby sobie nawzajem nie wchodzić w paradę, to wszystko dobrze będzie...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jestem ZA - jeden kot nudzi się - potrzebuje przyjaciela :) Mam w domu mały zwierzyniec; 2 pieski i 3 kotki. Wychodzę na cały dzień do pracy a one same ale nie mam demolek w domu. Czasami najmłodszy (ma 3 miesiące) liścia kwiatkowi oderwie albo ziemi troszkę usypie albo orzecha goni po pokoju:) Mam już na to sposoby - osłaniam doniczki albo stawiam wyżej. Wieczory z nimi są cudne - wtulają się we mnie. Leżą na lub za lub obok moich pleców, nóg a kolana to ich ulubione miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie miałam problemów z zaakceptowaniem np oberwanych firanek czy podrapanych mebli. Takich wieczorów oczekuję ;)

      Usuń
  24. Ja jestem świeżo dokocona więc wiele powiedzieć nie mogę na ten temat. Miałam wiele wątpliwości i pół roku się wahałam czy wziąć drugiego kota. W końcu stwierdziłam, że nigdy nie żałowałam wzięcia do domu Lucka (a też się zastanawiałam baaaardzo długo) to i nie będę żałowała decyzji o wzięciu drugiego kotka;))
    U mnie Gacuś był odizolowany od psa i Lucka przez kilka dni. Mały miał czas żeby dojść do siebie po podróży i zmianie domu a Lucek miał czas żeby pozbyć się focha. Lucek pierwszy dzień przesiedział za kanapą i urządził strajk głodowy, ale potem wysiadywał pod drzwiami sypialni i mruczał do Gacka. Zwierzaki tak bardzo chciały się już poznać, że po otwarciu drzwi był tylko lekki dystans i ciekawośc z obydwu stron, ale nie było w ogóle agresji, prychania czy syczenia. Tylko Gacek prychał na psa ;)
    Koty jeszcze nie śpią razem, ale myślę, że to kwestia czasu, bo w końcu minęło dopiero 5 dni odkąd się zobaczyły :)
    Jeśli chodzi o dodatkowe koszty to myślę, że nie są znaczne. Utrzymanie kota nie kosztuje tak wiele. Jeśli zwierzak nie choruje to ekstra wydatki są tylko przy pierwszych szczepieniach i potem przy sterylizacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wielkim zainteresowaniem śledzę Twoje dokocenie, byłaś dla mnie pewną iskrą zapalną:)
      Dziękuję!!!!!

      Usuń
    2. Myślę, że bardzo istotnym elementem w dokoceniu jest izolacja. Nie ukrywajmy, stres jest dla obu kotów. Nowy zmienia dom, stary musi znosić kogoś obcego. Jeżeli kot rezydent nie widzi obcego, a jedynie czuje, to pozwala mu się przyzwyczaić do nowej sytuacji. I po kilku dniach wręcz już nie może się doczekać, kiedy pozna właściciela nowego zapachu ;)

      Usuń
  25. Obserwowałam dokocanie w rózżych konfiguracjach:
    1. Dorosła kotka i kociak - malec został natychmiast adoptowany, lizany i noszony w pysku i z tego pyska trzeba go było wyrywac, żeby kotka nie zamęczyła go miłością :)
    2. Dwie dorosłe kotki - jedna od zawsze domowa, druga przygarnięta na dożywocie. Nie plubiły się nigdy. Przygarnięta próbowała po trochu zajmować sobie terytorium, którego zazdrośnie strzegła domowa.Zdarzały się rękoczyny, ale znikło marudzenie przy jedzeniu.
    3. Dorosły kot i młoda kotka - dostojny majestat kocura co chwilę był znieważany przez psotną kotkę, ale nie było żadnego konfliktu.
    We wszystkich przypadkach dokocanie wynikało z potrzeby chwili i dobrego serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja planuję opcję pierwszą, też wydaje mi się najbezpieczniejsza. Może w Buni obudzą się instynkty macierzyńskie mimo, że nigdy nie była mamą.

      Usuń
  26. Ja generalnie jestem na tak. Misiu pewnie też. Ale nie miszkamy zupelnie sami(na dole mieszkają moi teściowie). Taką decyzję trzebaby byłoby wspólnie przedyskutoać.
    Obawiam się, że mógłby być problem z drugim kiciusiem:
    często nie ma nas w domu i Bemolem zajmują się wtedy właśnie teściowie...
    Poza tym Bemol również ma na ten temat swoje zdanie: Jest strasznym ale to starsznym egoistą. Tylko jego można miziać. Jak podejdę do innego zwierzaka, czy kota czy psa to robi straszne sceny zazdrości...
    Ale życia bez kota to ja sobie nie wyobrażam! Kocham koty! Uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  27. Jestem na TAK - więcej nie napiszę bo wcześniej wszystko już zostało powiedziane.Więc dokacajcie się na zdrowie :))))

    OdpowiedzUsuń
  28. Mój Bati nie znosi konkurencji, więc u mnie dokocenie by nie przeszło :P

    OdpowiedzUsuń
  29. Co kot to inny charakter, trudno więc coś doradzić. W moim przypadku nasz kot już sześć lat jest na nas lekko obrażony, że przygarnęliśmy kicię. Jak ją wołamy albo chwalimy to burczy coś pod nosem i na nas prycha. Zawsze potem dostanie się kici. No ale mamy już na to sposób, trzeba powiedzieć mu, że to on jest najważniejszy, najmądrzejszy i najwspanialszy, i działa, znaczy wyłącza mu się agresor. Z drugiej strony jak kot sąsiada zaatakował kicię to ten walczył o nią jak lew i pognał rudzielca na cztery wiatry. I zgadnij człowieku o co kaman?
    I kota i kicię uwielbiam, każdego inaczej, no może kicię bardziej, jest taka słodka. Tylko błagam, nie mówcie tego mojemu kotu!!!

    OdpowiedzUsuń
  30. Chyba z dokocaniem i dopsianiem to jest tak jak z iloscia dzieci. A i dzieci niekoniecznie sie lubia (tu skrot myslowy). My w sumie rzalowalismy, ze nie wzielismy drugiego psa poki Sally byla jeszcze mala/mloda. Bo od ok 4 roku zycia, moze 5, zrobila sie zaborcza i wrecz agresywna, tzn nikt niemogl do mnie podejsc i mnie wachac. ALE z trzeciej strony w ciagu tych 16 lat zycia jej z nami prawie zawsze ktos byl w domu, a jak nie byl to tylko 2-3 godz (mlodsze dziecko, jak nas nie bylo, przyjezdzalo na ok 40 minut do psa czy to ze szkoly po drugiej stronie miasta czy w ogole z tzw duzego miasta z pracy w porze obiadowej (ok 40 minut w jedna strone nogami, autobusem, metrem, nogami). Wiec chyba jej sie nie nudzilo (ilekroc sie wracalo do domu cichcem to spala . niczem Krolowa Wiktoria, na niedozowolonym (do czasu...) miejscu czyli na lozku bada kanapie, oblozona poduszkami :), zawsze mielismy dla niej czas i sluchalismy np kiedy isc na spacerek. Kota Babci chciala koniecznie gonic, bo to swietna zabawa :P
    Jasne, ze pojedyncze sztuki przyzwyczajaja sie do do bycia jedynakiem, ale pewnie, tak jak dzieci, mysla i moze marza o posiadaniu rodzenstwa.
    Co do ilosci klakow i blota to i tak jest bloto i klaki z jednego, drugi dodaje tylko troche wiecej. A co do niezgody, to to co wyzej, ludzie - rodzenstwo tez sie czesto nie lubia, jest wojna a tego nie da sie rozwiklac za pomoca feliway'a.
    Ktos wyzej dobrze napisal - hierarchia sie sama wyrobi, a chyba ludz tez w tej hierarchii jest!!
    Wiec jestem na 3 X TAK!!! :)))

    OdpowiedzUsuń
  31. U nas niezamierzone dokocenie nastąpiło we wrześniu i do tej pory starszy Antek (ok. 2 lata) nie jest do końca zadowolony z tej sytuacji. Początki były bardzo trudne i nawet przez chwilę szukaliśmy domu dla Małego. Antek jest kotem po przejściach, wszystkiego się boi, najlepiej czuje się chyba sam ze sobą. Jest też bardzo oszczędny w okazywaniu uczuć. Mały natomiast jest wesoły, otwarty, chętny zawierać nowe znajomości, nie boi się nikogo i niczego, i jest straszną przylepą. Kiedy Mały zachęca do zabawy Antka, albo troskliwie wylizuje mu futro, starszy nie zawsze odbiera to jako coś miłego i Mały wielokrotnie już oberwał. Ponieważ Mały jest charakterny, nie pozostawia tego bez odzewu i często są między nimi spięcia. Wydaje mi się, że gdyby Antek był mniej bojaźliwy, sytuacja wyglądałaby inaczej. Cały czas mam nadzieję, że Antek się przełamie i zrozumie, że w domu nic mu nie grozi. Nie wiem jednak jak bardzo zła była jego przeszłość i czy trauma w ogóle minie. Zawieranie przyjaźni w ich przypadku potrwa pewnie długo, ale już teraz zdarzają się rozczulające momenty nieśmiałej sympatii:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Anko pozwól, że odpowiem każdemu kto próbował mi odpowiedzieć na moje pytanie. Najpierw napiszę rzecz najważniejszą:

    Moja głowa przestała dominować nad sercem, a co za tym idzie POSTANOWIŁAM SIĘ DOKOCIĆ. Wszystkim co napisali choć kilka słów w tym temacie dziękuję, bo Wasze głosy spowodowały, że jestem gotowa na taką zmianę. Teraz czekam aż piknie mi serducho na widok jakiegoś małego kociaka płci żeńskiej (tak byłoby idealnie).
    Teraz muszę tylko oznajmić tą decyzję mojemu W. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TYLKO. :)

      Ale, ale, ja wiedziałam, że tak będzie. :) Nie włączałam się już do przekonywania do dokocenia, bo większość racji, z którymi się niemal całkowicie zgadzam, została już wyłuszczona przez aktywne blogerki. A mam spore doświadczenie w dokacaniu - w ciągu ostatnich lat wiele się u nas działo w tej kwestii, więc powiem tylko, że dacie radę. I Ty, i W., i Bunia. :)

      Pozdrawiam serdecznie, Basiu. :)

      JolkaM - sześć kotów i dwa psy (drugi od września, bo się i dopsiłam, a co!) :)

      Usuń
    2. Tylko! ;) W. jest najlepszym z możliwych mężów, który jest najbardziej wyrozumiałym dla moich fanaberii facetem :)

      Na wielkość Twojej rodziny na usta ciśnie mi się tylko: Łaaaaaał!!!!Zazdroszczę!!!! :)

      Usuń
    3. Wszystko przed Tobą, Basiu. Ani się obejrzysz! Ekhm, żartowałam. :))

      J.

      Usuń
    4. Trzymam kciuki :)! To dobra decyzja ;)

      Usuń
    5. W. już wie ;)

      W pierwszej chwili troszkę się zjeżył, ale teraz już chce dokocenia ;) przekonało go to, że Bunia jest samotna i nudzi się jak nas nie ma. Jedynym problemem jaki widzi jest nasz dwutygodniowy urlop w drugiej połowie stycznia. Tak więc proszę trzymać kciuki abyśmy trafili tak, że proces adaptacji przebiegnie w miarę szybko i będziemy mogli z czystym sumieniem odpoczywać na słoneczku w styczniu, a Maleństwo poradzi sobie z dwoma kotami i sesją równocześnie.

      Usuń
    6. Już trzymamy kciuki. I pozdrawiamy Pana Męża W. oraz Maleństwo. :)

      J.

      Usuń
    7. Maleństwo na pewno sobie poradzi! Nikt tak nie pomaga w nauce jak koty! Wiem to z własnego doświadczenia :) Ja w czerwcu poradziłam sobie z dwoma kotami, w tym jeden miał zapalenie pęcherza (nie polecam) i sesja zdana wzorowo ;) Dacie radę ;)

      Usuń
  33. u nas dwa koty i pies, z czego czarna też uważana była za samicę alfa i samotniczkę a jednak się da! tak więc
    1. zwierzęta zawsze się dogadają (o ile nie mają zapędów do "mordowania")i ustalą sobie hierarchię
    2. przetrzymanie malucha jest względnie proste, tylko trzeba kociakowi poświęcić odrobinę więcej uwagi i w zasadzie tyle
    3. Po wiele godzin nikogo nie ma w domu i koty będą samotne - no i własnie idealnym rozwiązaniem jest drugi kot, zwierzaki zajmą się sobą
    4. Czy się polubią i zaakceptują? - jak się nie sprawdzi to się nigdy człowiek nie dowie
    5. Jak już odważę się mieć dwa koty, to potem może "polecieć" dalej i jak taką fanaberię wytłumaczyć otoczeniu? - nikt nie mówi o zakładaniu schroniska .. na ile Cię stać tyle zwierząt możesz mieć .. my mamy dwa koty i na tym koniec, na więcej nie pozwolimy sobie choćby dla zdrowia psychicznego ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Co kot to inny charakter. Mam jedną kotkę zołzę, która strajkiem głodowym zareagowała na pojawienie się w domu drugiego kota - kociaka. 2 tygodnie były ciężkie.
    Później się pojawiały tzw. tymczasy i poza prychanie i syczeniem nic się nie działo.
    Jeden tymczas został na stałe :D

    Potem były okazjonalne tymczasowe tymczasy, a od roku na wakacje wpada kot siostry :D

    Kotka zołza jest sama dla siebie, nie potrzebuje innego kota do życia. Człowiek jej wystarcza. Kocurek i koteczka się lubią. Kocurek kocha inne koty i to on zawsze niańczył tymczasowe kociaki. Do wakacjowicza też nastawiony pozytywnie, wita go z radością.

    Jeżeli się ma się jakiś tam większy metraż niż mała kawalerka i możliwość postawienia drugiej kuwety (bo może się okazać, że będzie taka potrzeba) to pewnie, że brać kota. O tym metrażu piszę w kontekście tego, że kotka ma te 10 lat (zupełnie jak moja menda) i fajnie by było gdyby - jeżeli będzie miała taką potrzebę - miała swoje miejsce odosobnienia.

    Pozdrawiam, Carmella , 3 koty i całkiem spory pies.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestrzeń jest, Bunia z kuwety nie korzysta (ale awaryjnie ją posiada na czas np choroby, kiedy wychodzenie jest zabronione) wiec chyba bedą mogły się pomieścić

      Usuń
  35. Widzę że nie muszę już Basi przekonywać, a sama miałam jeszcze niedawno podobne wątpliwości. Chociaż wciąż jeszcze nie wiem dokładnie jak działają kotki dwa, nie żałuję swojej decyzji ani odrobinę. A mój blog się na razie zamienił w Codzienny Dziennk Dokocenia

    OdpowiedzUsuń
  36. Nasza pierwsza kotka była "oczekiwana i zaplanowana", a potem już poszło... Gdy najstarsza miała rok, przygarnęliśmy taki 500 gramowy drobiazg podrzucony na balkon sąsiadów - też koteczkę. Nie było czasu na zastanowienie i wątpliwości. Starsza obraziła się na mnie na śmierć.Oprócz tego, że goniła, warczała, buczała na małą, przestała przychodzić do mnie na wieczorne pieszczoty. Gdy tylko poczuła ode mnie zapach małej, uciekała sycząc. Na dodatek przestała załatwiać się do kuwety (nie, nie obsikuje nam mieszkania - jako, że jest kotką wychodzącą, "te sprawy" od tamtej pory załatwia na dworze). Po jakimś czasie starsza zaakceptowała małą, fochy się skończyły, ale niestety nie mogę powiedzieć, że panny się lubią. Minął kolejny rok - pojawił się mały kocurek, znaleziony na działce - młodsze od razu się zaakceptowały i polubiły. Zaczęły się wspólne zabawy, gonitwy, wylizywanie. W przypadku starszej - była powtórka z rozrywki. Dziś mam znów nową domowniczkę (tymczasa?)- jeszcze nie zdecydowałam. To dorosła koteczka (ok 1,5 roku), znaleziona b.chora, teraz już czuje się dobrze. W przypadku dwójki młodszych - zero agresji, raczej ciekawość, lekka nieufność, dystans. Starsza znowu warczy. Odpowiadam na pytanie - warto się dokocić, mimo początkowych trudności, takiej radości nic nie zastąpi. Pozdrawiam. Gossala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli sielanki nie ma ale i wojny też nie. Bardzo się boję, ale coraz bardziej tego chcę

      Usuń
  37. Moja córka kociara ale niestety - alergia i nie może przebywać w pomieszczeniu gdzie są koty, nawet bardzo krótko, ja kota nigdy nie miałam tylko pieski...bo ja raczej psiara...pozdrawiam....kotki są cudne, ja mogę tylko na nie popatrzeć....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psa nigdy nie miałam ja od zawsze byłam kociarą a z wiekiem coraz większą ;) chyba się starzeję

      Usuń
  38. Basiu, cieszę się, że wzięłaś na siebie przyjemność odpowiadania na komentarze:)
    U mnie nie było na początku miłości pomiędzy Kajtkiem, a Amisią i nadal nie ma. Koty się dotarły, tolerują, uzupełniają, czasem widzę wzruszające dowody przywiązania, ale nie śpią ze sobą, nie tulą, tak, jak marzyłam. Mimo wszystko każdy z nich jest dla mnie darem z nieba i nie wyobrażam sobie życie bez nich.
    Kocham koty, to piękne, mądre, czyste, nieuciążliwe i towarzyskie zwierzęta.
    BARDZO WSZYSTKIM SERDECZNIE DZIĘKUJĘ ZA UDZIAŁ W DZISIEJSZEJ DYSKUSJI. JESTEŚCIE WSPANIALI!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się bałam, że się obrazisz za szarogęsienie się tutaj, ale każdy głos w dyskusji osobiście i nie potrafiłam się powstrzymać :)

      Teraz szukaj dla mnie idealnej małej kociej kobietki ;) najlepiej rudaska albo łaciatka ;)))))) sama też będę szukać, ale muszę W. w to włączyć

      Usuń
    2. "odbieram osobiście" miało być ;)

      Usuń
  39. Jak rozsądek i serce podpowiada. Jak mieszkałam na wsi miałam kota i dużego psa. Teraz mieszkam w mieście i mimo, że lubię koty i psy i zawsze w domu rodzinnym było ich kilka to z rozsądku kotów nie mam. Nie zostawię zwierzaków na długie godziny samych. Mam pieska, który też u mnie jest przypadkiem i nieźle muszę organizować czas, żeby z nim wyjść min 3 razy. I tak między 7 a 16:30 siedzi biedak sam w domu, pewnie dlatego sika mi po mieszkaniu...Gdybym miała dom z ogrodem, na wsi, i nie pracowałabym mogłabym ich mieć i 5, byle byłoby za co je wykarmić, a dziś to też często jest problem. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  40. nie mam doświadczenia, ale wszystkie domy kocie są po dwa i więcej zwierząt...

    OdpowiedzUsuń
  41. Dobry. Bardzo dobry pomysł.
    Luskę znalazłam, przez dwa lata była w domu sama. Zrobiła się kapryśna, więcej czasu spedzała na zewnątrz, w domu w zasadzie tylko spała i jadła.
    Przywieżliśmy do domu malutkiego Henia i zaczął się cyrk. Luśka dostała kociej histerii, syczała i warczała na biedaka chyba z dwa tygodnie, ale stopniowo, stopniowo zaczęła tolerować zaczepki malucha i teraz jak jedno z nich śpi to drugie go szuka. Są nierozłączne, wszędzie razem. Luśka zaczęła się bawić. Przychodzi na kolana i zdecydowanie jest dużo, dużo milsza. Mają swoje towarzystwo i bardzo się polubiły. Wstawiliśmy w okna siatki czyli teraz Luśka jest domowa. Jeden kot jest bardzo samotny. Pewnie, gdyby to były dwa dominujące kocury to sprawa by wyglądała inaczej, ale koci maluch będzie wiedział, jak sobie poradzić.
    Początki nie są łatwe, ale z czystym sumieniem piszę TAK, DWA KOTY:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała aby u mnie ten scenariusz się powtórzył :)

      Usuń
    2. Małe koty są odważne i mają w nosie dobre zachowanie. Grunt to przeczekać pierwsze dni. Luśka to była rozpieszczona zołza i totalna egocentryczka, towarzystwo drugiego kota zmieniło ją nie do poznania. Gdybym o tym wiedziała wcześniej, znalazłabym drugiego kota jak jeszcze była mała.
      Ale początki były tragiczne. Tak małpa syczała, że po tygodniu wylądowaliśmy u weterynarza, bo dostała silnego zapalenia gardła i kaszlała:) Złość, jak widać, naprawdę piękności szkodzi:)
      Powodzenia:)

      Usuń
  42. Bardzo mam małe,marne i smutne doświadczenia. Mrautusia była kotem bojowym. Starałam się zaprzyjaźnic ją z miłą kociczką z dołu - Misią, ale zawsze kończyło się na bezpardonowym ataku Mrautaka. Nie odważyłam się więc na dokocenie i okazało się ,że słusznie, bo drugi kot zapewne zaraziłby się od Mrautak białaczką, ech:(

    OdpowiedzUsuń
  43. Mam tylko suczkę Bellusię, która nie znosi konkurencji.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  44. Basiu podjęłaś już decyzję i właściwie... nie mam co pisać :) Niestety, Anka pisze posty z samego rana a ja mogę poczytać (i popisać) dopiero wieczorem :). Jednak dorzucę swoje parę groszy - z doświadczenia i obserwacji - uważam, że kot jest szczęśliwszy, kiedy ma kocie towarzystwo. Pierwszą kotkę miałam samotną, żyła 19 lat i wydawałoby się, że musiała być szczęśliwa. Ale dopiero kiedy stałam się personelem dla dwóch (a w końcowym dokoceniu dla pięciu) kotów zrozumiałam, że koty powinny być co najmniej dwa. I nie wyobrażam sobie już teraz życia bez gromadki sierściuchów... bez zimowego mruczącego dywanika przed kominkiem... bez wiosenno-letniego przedstawienia w ogródku pt.: "zderzenia puchatych kul w powietrzu", bez asysty w ogródkowych pracach, bez porannych kilku par oczu wpatrzonych we mnie z miną kota ze Shreka i pytaniem o śniadanko, bez wieczornej mruczanko-kołysanki przy uchu, w nogach, pod pachą i na plecach ;). I mimo, że relacje między nimi są różne to warto było!

    Pozdrawiam
    Olena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to! Dokładnie to i ja chciałam jeszcze powiedzieć. Dziękuję, Oleno! :)

      Pozdrówka. :)

      JolkaM

      Usuń
    2. Bardzo podoba mi się to co napisałaś! Mam nadzieję, że ta wizja kotów Shreka i mruczanki się u mnie sprawdzą ;)

      Usuń
  45. Raczej nie mogę się wypowiadać o doświadczeniach z dokoceniem, bo jestem dopiero w trakcie od zaledwie kilka dni. Rok temu, jak przygarnęliśmy Mefisto wprawdzie przechodziliśmy również dokocenie, bo mieszkał z nami Baldrick. Niestety, trwało to zbyt krótko, Baldrick był śmiertelnie chory i niedługo po tym odszedł :( Jedno wiem na pewno, nikt nie chce być sam, również kot. Choć to zwierzę terytorialne, a nowy lokator postrzegany jest jako intruza, to żaden z nas, najbardziej nawet kochający opiekun nie da kotu tego co może dać towarzystwo drugiego kota. To zupełnie inny poziom relacji, którego my nie jesteśmy w stanie zapewnić.

    OdpowiedzUsuń
  46. Nie mam rad, bo nie mam kotka. Mam psa, który by pewno nie zniósł towarzystwa kotka. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  47. Jak przygarnęłam mojego pierwszego kota, okazało się, że jest w ciązy i córka z nią została. Więc to dokocenie było bardzo naturalne. Kiedy ta starsza kotka odeszła, Pchełka była sama dwa lata. To była specyficzna kotka, taka dzikuska, więc długo myślałam nad dokoceniem, bo się bałam. Jednak chęć posiadania kolejnego kota była przeogromna i się zdecydowaliśmy. Oczywiście były fochy i to jest najgorszy czas, bo człowiek w tym momencie ma gigantyczne wyrzuty sumienia "po co mi to było".Ale tak jest dosłownie kilka dni. Potem były wspólne zabawy, lizanie się. Ufff. Okazało się, ze robiliśmy z Pchełki potworka, a ona okazała się cudownym kompanem dla malucha. Po roku zmarła na nerki. Tosia została sama i baaaardzo tęskniła. W ciągu kilku dni podjęliśmy decyzję o drugim kocie. I znowu pojawiły się wyrzuty sumienia, bo Tosia nadal tęskniła za przyjaciółką, a na małego kotka się denerwowała. I znowu myślenie "czy dobrze robimy". Po paru dniach było super. Można powiedzieć że poprzednie dokocenia były świadome, bo koty - Tosia i Dyziu - zostali kupieni. Ale ostatnio pojawił się ten trzeci. Znalazłam kota i nie mogłam zostawić go obojętnie na ulicy. I znowu myślenie "mam zgrane koty, wszystko jest uporządkowane. Na cholere mi kolejny kot, który to wszystko zepsuje". Więc plan był taki, żeby kotu znleźć dom. Ale kot się okazał cudowny, ja się w nim zakochałam. No i spełniło się to ciche marzenie, żeby oprócz kotów kupionych, takich wymarzonych, mieć także uratowane istnienie. Oczywiście wśród kotów foch, burczenie, uciekanie. Trochę było mi ich żal, ale po kilku dniach było już dobrze. Teraz jak na nich patrzę, to się cieszę, ze mają siebie. Poza tym jeden kot bardziej cierpi na samotność, kiedy nas nie ma niż dwa (lub więcej). Mają siebie. Zdecydowanie nie żałuję żadnego dokocenia w moim życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, to bardzo budująca opowieść! Bardzo Ci za nią dziękuję i lecę przekazać Basi że napisałaś:)

      Usuń
    2. Ja też bardzo dziękuję za tak pozytywną opowieść. Ja jestem aktualnie po wizycie u weta w kwestii zdrowia Buni i tego jak Ją przygotować na nowego kociego lokatora. Trochę mnie weterynarz zbił z tropu, ale chyba chciał mnie nastawić na problemy i na ewentualność braku miłości miedzy kotami. Pochwalił przy tym plan dokocenia małą koteczką. Powiedział, że warto potem jak najszybciej wysterylizować małą (jak tylko można to już zrobić) bo podobno poprawia to relacje miedzy kotami.

      Usuń
  48. Aniu, już wcześniej do Ciebie zaglądałam, ale post o dokoceniu przeczytałam dziś. Nigdy nie pisałam, ale na ten temat mogę bez końca. Pierwszego kota przywiózł mąż. Kot miał, wg weta 3-4 dni. Mieścił mi się na dłoni, miał zamknięte jeszcze oczka. Karmiłam go zakraplaczem, dziś kocisko ma 11 lat i 5 kilo żywej, kociej wagi. Drugi, ok. 2 miesięczny, błąkał się w piwnicach mężowskiej pracy. Kiedy do nas przybył, starszy miał ok. pół roku. Tolerują się, ale szczególnej miłości między nimi nie ma. Kiedy kocury miały jakieś trzy lata trafiły do nas dwie, porzucone między dzikie koty- oswojone kotki. Miały jakieś 3 miesiące. Bijatyk żadnych nie było i nie ma. Jedna z kotek kocha wszystkich- koty i nas. Jak pozwolisz- zaliże na śmierć. Trzy lata temu trafiłam do schroniska dla zwierząt. Nie będę się rozpisywać dlaczego, ale już wiem, że więcej do żadnego nie pojadę. Kiedy zobaczyłam małą biedulę walczącą o jedzenie z dorosłymi kotami, wymiękłam. Zapytałam pana z kociarni jak długo to maleństwo u nich jest, a on najpierw powiedział, że nie wie, po czym zajrzał jej pod ogon i stwierdził- "chyba niezbyt długo, bo nie ma jeszcze sraczki". Kotka wylądowała u mnie pod kurtką, dałam pięć dych na schronisko i tyle mnie tam widzieli. Przyłączenie do reszty- bezproblemowe. Niestety roboty przy nich trochę jest. Odkurzacz warczy codziennie, ale... kociej sfory pilnuje uratowany po wypadku, pies. Niestety nie wszystkie dokocenia kończą się tak jak u mnie. Koleżanka z pracy musiała nawet dolne szyby w drzwiach zasłonić kartonem, bo dwa koty tak się nie tolerowały, że skakały do siebie nawet przez zamknięte drzwi. To drugi, przygarnięty kot nie tolerował starszego kociego mieszkańca.
    Druga miała podobnie- po sprowadzeniu do domu drugiego kota, którego ktoś chciał oddać, starszy był tak wystraszony, dostał biegunki, obsikiwał meble, że musiała zrezygnować z tego pomysłu. Kotka w końcu zabrał ktoś inny. Jeśli dobrnęłaś do końca mojej pisaniny to już wiesz, że mam nieżle nakocone we łbie. Dlatego wolę się nie odzywać.
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Joanno, miło, że się odezwałaś. Fajnie wiedzieć kto podczytuje moje wypociny, jak na razie jestem tym zbudowana, bo przychodzą do mnie szczerzy ludzie, którzy kochają zwierzaki. Fajnie, że się podzieliłaś tym doświadczeniem. Pozostaje mi mieć nadzieję, że u Basi będzie inaczej. Myślę że przyczyna takich złych kontaktów może leżeć w zbyt szybkim pozwoleniu na zapoznanie się kotów. Izolacja na początku wydaje mi się bardzo ważna. Nie wiem jak to było u Twoich znajomych. Może też za szybko się poddali? Niestety mój Książę też obsikuje meble za każdym razem kiedy mam nowego kota, ale nie poddam się... Taki mam zamiar:)
      I skoro masz nakocone w głowie, to właśnie odzywaj się!

      Usuń
  49. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  50. Ja póki co zdecydowałem się tylko na jednego kota i myślę, że na ten moment mi to całkowicie wystarczy. na dobrą sprawę również kilka dni temu czytałem w artykule https://abc-kot.pl/ile-zyja-koty/ ile żyją koty i myślę, że ta wiedza jest bardzo przydatna.

    OdpowiedzUsuń
  51. W Łodzi krąży takie powiedzenie: jeden kot, to żaden kot, dwa koty, to pół kota i dopiero trzy koty, to cały kot:D W myśl tej zasady był taki czas, kiedy miałam 2 koty (znaczy 6) i psa, goldena, który myślał, że jest kotem, bo na "kici kici", tylko on się zjawiał. Po odejściu za TM mojego pierwszego kota, oczywiście najcudowniejszego na świecie, postanowiłam, że nigdy z jednym kotem się nie zostawię, bo Izyda zostawiła po sobie niewyobrażalną pustkę. Od tej pory przeważnie były 2. Aż nastał taki rok, kiedy na skutek różnych wydarzeń sierściuchów zaczęło przybywać. Mając już 4 sztuki zobaczyłam akcję na kocim forum, gdzie poszukiwano domów dla prawie dwudziestu kotów, które osierociła ich opiekunka. Najbardziej dla mnie bulwersujące było to, że pani życzyła sobie uśpienia wszystkich swoich zwierząt i pochowania wraz z nią. I tak przyjechały do mnie kolejne dwa mruczydła. I wiecie co Wam powiem? To był najpiękniejszy czas, bo wszystkie koty żyły w absolutnej zgodzie - razem jadły, razem spały, razem ganiały po ogrodzie i razem kochały psa. A pies... nosił w pysku całe to kocie towarzystwo, udostępniał łapy do spania i tylko do swojej miski nie pozwalał się zbliżać. Nie potrzebowaliśmy telewizji, bo programy rozrywkowe działy się na bieżąco. W tej chwili mam tylko jednego kocura i jednego psiaka, ale to raczej z konieczności, bo w schronisku dowiedzieliśmy się, że kot jest dominujący i powinien być jedynakiem. Obserwujemy go jednak, z psem żyją w zgodzie (znaczy nie kochają się jakoś wylewnie, ale pióra też nie fruwają), więc pomału tak sobie myślimy.... Pozdrawiam Barbara

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...